
Często poznając wiedzę o rodzie i o tym, jak wpływają na nas historie naszych przodków, postanawiamy z tym skończyć raz na zawsze:
„Odcinam się od wszystkiego, co trudne!”
„Wybaczam rodzicom i idę do przodu!”
„Rozumiem już lekcje płynące z rodowych historii i wybieram siebie!”
ALE TAK TO NIE DZIAŁA! NIESTETY.
Tak to nie działa, jeśli próbujemy wymusić zmianę jedynie z poziomu mentalnego.
Tak to nie działa, bo po pewnym czasie jak bumerang wrócimy na początek drogi. Często w sposób wymuszony przez życie jako powrót do domu rodzinnego.
Tam szybko życie zweryfikuje, na ile jest w nas miłości.
Na ile wciąż chcemy kontrolować.
Na ile osądzamy i forsujemy swoje zdanie.
Wszystko to, od czego chcemy się odciąć lub co z poziomu głowy „już zrozumieliśmy”, wróci
w postaci problemów z innymi ludźmi.
Odcinając się emocjonalnie i materialnie od rodu naiwnie sądzimy, że automatycznie otworzy się nasza przyszłość.
Zapominamy, że nasze reakcje (a co za tym idzie również i skutki tych reakcji) sterowane są
w ogromnej większości z poziomu podświadomego. To właśnie tam zapisane są wszystkie przekonania i cała historia rodowych zależności.
Nieprzeżyte emocje, niezrozumiane z poziomu emocji, umysłu i ducha zadania będą pojawiały się w relacjach wciąż na nowo.
Z mamą.
Z tatą.
Z mężem.
Z szefem.
Z samym sobą.
I tak bez końca…
A jak to wygląda w rzeczywistości?
U niektórych te zadania związane są przede wszystkim z rodzicami, czyli ze starszymi
w rodzie. Trzymając urazy względem nich, wciąż na nowo przeżywają sytuacje, które pomagają im odtworzyć emocjonalne tło relacji z rodzicami.
Gdy ktoś narzeka na swoich przełożonych: „Dlaczego ciągle trafiają mi się takie zarozumiałe osły?”, z ogromnym prawdopodobieństwem można założyć, że osoba ta ma lub miała trudne relacje z którymś z rodziców.
Nawet jeśli rodzice nie żyją, lub jeśli ta osoba twierdzi, że relacje z nimi ma dobre, wystarczy zapytać, jak się czuła w dzieciństwie lub poprosić, by opowiedziała o którymś z rodziców.
Gdy pojawia się opór, niechęć, albo zalanie emocjami – to jasne, że ból w relacjach jest wciąż żywy.
Zapisane na poziomie podświadomym emocje sprawiają, że do życia przychodzą inni „nośnicy” lekcji, jakie w pierwszej kolejności przechodziliśmy z rodzicami.
Ludzie, którzy latami tkwią w urazach do rodziców, zdają się kompletnie nie zauważać, że zachowują się i przeżywają swoje życie bardzo podobnie jak ci, których tak gorliwie osądzali.
„JA nie będę taki, jak mój ojciec!”
„JA nie zrobię swoim dzieciom tego, co zrobiła mi matka”.
AKURAT!
BĘDĄ DOKŁADNIE TACY SAMI, JAK ONI.
Bez uporządkowania swoich relacji z rodzicami będą kręcić się w kółko, przechodząc wciąż od nowa te same historie.
I póki albo oni, albo ich potomkowie się nie ockną, schematy te będą powielane przez pokolenia,
a lekcje będą coraz trudniejsze i boleśniejsze.
Ale uporządkowanie relacji z rodzicami to nie wszystko. Bywa, że przyczyny życiowych trudności leżą dużo głębiej.
Niektórzy znajdują się w wiecznej walce z życiem, nie zdając sobie sprawy, że przyczyną ich problemów są wykluczone z rodu osoby.
Wykluczeni to ci, których się wstydzono, których nie rozumiano, którzy byli wyszydzani i wyłączani poza system rodzinny.
Po prostu usunięci.
Jednak zadania, które nieśli wykluczeni, nie zniknęły wraz z ich odejściem.
To tak jak rysa na płycie CD, która nie jest możliwa do usunięcia i która powoduje, że muzyka na niej zapisana, jest zniekształcona.
Wykluczenie jakiegokolwiek członka rodu wywiera bardzo silny wpływ na żyjących potomków.
Niewypełnione zadania osób wykluczonych przechodzą na kolejne pokolenia, doprowadzając do powielania scenariuszy życiowych naszych przodków.
Czy nie myślisz czasami:
„Czuję, jakbym żył nie swoim życiem”.
„Wiem, że mam potencjał, ale wciąż mam wrażenie, jakby coś powstrzymywało mnie przed działaniem”.
„Jestem do niczego, coś jest ze mną nie tak, wszystkiego się boję”…?
Tak często właśnie pokazuje się problem wykluczonych u potomków.
Wegetują, zamiast żyć, bez sił do kreowania swojego życia.
Czują, jakby mieli związane ręce, a nie wiedzą „dlaczego?”.
Dlatego tak ważne jest, by zająć się tym tematem, bo wykluczeni pokazują wszystkim żyjącym krewnym, że coś jest w rodzie nie tak.
Czymś ważnym trzeba się zająć.
O kimś lub o czymś zapomniano.
Nie tylko historie wykluczonych mają na nas wpływ, ale i inne trudne wydarzenia w rodzie są nośnikami informacji o naszych indywidualnych oraz rodowych wyzwaniach i zasobach.
Wyobraź sobie dziadka, który w czasie wojny musiał skłamać co do swojego pochodzenia czy zajmowanego stanowiska.
Musiał zataić prawdę, aby przeżyć.
Co mógł wtedy czuć?
Jak ogromny poziom stresu musiał odcisnąć piętno na jego ciele i psychice?
Zatajenie prawdy o sobie pomogło wtedy przetrwać dziadkowi i jego rodzinie, jednak w polu rodu takie wydarzenie oraz emocje z nim związane spowodowało zapisanie się przekonania: „Prawda równa się śmierć”.
A to już nie będzie dla potomków pomocne.
Wręcz przeciwnie.
Mogą mieć oni skłonności do odczuwania strachu przed prezentowaniem prawdy o sobie, przed mówieniem o tym, co myślą i czują.
Wszystko to będzie powodowało u nich irracjonalny lęk.
Osoby z takim rodowym przekazem mogą też czuć potrzebę przybierania pseudonimów czy zmiany nazwiska.
Mogą żyć w przekonaniu, że: „Lepiej siedzieć cicho, bo gdy się ujawnię – zginę”.
Ci, którzy nieświadomie powielają rodowe scenariusze, mówią najczęściej: „bo ja tak mam”, albo „nijak nie mogę tego zmienić”.
I tak jak w przypadku traumatycznych wydarzeń
w rodzie najczęściej trzeba dotrzeć do poziomu podświadomych zapisów, tak w wielu sytuacjach zadziwiające zmiany może dać już samo uświadomienie sobie tego, czym w ogóle jest ród.
Pamiętam szok i ulgę jednocześnie, gdy dowiedziałam się, czym jest tzw. „ŻYWA WODA RODU”.
Uświadomienie sobie ważnej roli tych, których powołaniem jest realizacja talentów poza rodem, była dla mnie wtedy prawdziwym przełomem.
Wiedza o strukturze rodu bywa punktem zwrotnym dla osób, które zmagają się z osądem przez społeczeństwo lub przez samych siebie. Żyjąc niezgodnie z ogólnie przyjętymi normami lub przeciwnie – realizując standardowe życie – czują, że coś tracą.
Rozumiejąc, że każdy jest w systemie rodowym potrzebny, przestajemy zazdrościć.
Kończymy z oceną.
Pojawia się więcej wdzięczności.
Ale przede wszystkim odzyskujemy energię, by realizować naprawdę swoje cele.
Niezależnie od tego, co jest główną rodową przyczyną trudności w twojej rodzinie, warto by przyjrzeć się tym czterem filarom pracy z rodem.
Uporządkowanie relacji z rodzicami postawi cię na właściwym miejscu w rodzie.
Przyjęcie do rodu wykluczonych jego członków nie tylko wzmocni ród jako całość, ale też sprawi, że
i ty odzyskasz ogrom energii.
Odnalezienie powtarzających się wzorców i ich źródła w traumatycznych historiach przodków da ogromną ulgę tobie i potomkom twojej rodziny.
Wiedza o rodzie jako całości składającej się z określonych elementów wzbudzi w tobie wdzięczność i poczucie mocy.
Anna Ewa Wrzesińska
Fragment książki „Moc Rodu”, która ukaże się już wkrótce.