
Obecnie pojawia się wiele artykułów, kursów, praktyk ukierunkowanych na zwiększenie siły idącej od przodków i uczących, skąd tę siłę „wziąć”.
Podkreśla się, że energia rodowa to tylko samo dobro i temu dobru służy. I wiele osób radośnie łapie się tej myśli.
Ale chciałoby się zadać tym ludziom pytanie:
- Dlaczego uważacie, że wasze problemy wydarzyły się z powodu braku rodowej energii?
- Dlaczego myśl „brakuje energii” w waszej świadomości związana jest tylko z działaniem „pójść i wziąć więcej”?
Na te pytania wielu specjalistów nie może znaleźć odpowiedzi, nie mówiąc już o adeptach.
A ja odpowiem: tak myśleć jest wygodnie, przecież o wiele prościej jest zrzucić odpowiedzialność na kogoś, kto dawno zmarł, niż wziąć ją na siebie.
Centrum rodowej energii
Każdy z nas ma centrum, przez które nieprzerwanie płynie siła przodków. Zawsze. To centrum znajduje się u podstawy kręgosłupa. Ale rozumiecie przecież, że u Boga nic nie jest „tak po prostu” i „za darmo”.
Przecież jedno z głównych praw Wszechświata to wzajemna wymiana. Dlatego, aby władać tą siłą, musimy umieć ją także oddawać.
„Co mam oddawać?” – zapytacie. Już wyjaśniam.
Chodzi o to, że centrum, przez które wpływa rodowa siła nie jest związane tylko z siłą przodków, ale i w ogóle z energią Nawii – siłą zniszczenia i pierwotnej pustki.
To swojego rodzaju „żmija”, która jest w nim ukryta i która budzi w nas różne pragnienia:
– nie rozpoczynać, nie próbować, nie robić
– zniszczyć, skończyć z czymś
– robić tak, aby mi było dobrze, a co poza tym – nieważne.
Znajome, co?
I to właśnie te niszczące pragnienia trzeba w sobie pokonać i to one najczęściej się uaktywniają, gdy pracujemy z rodem.
Gdy pokonujemy te pragnienia, stajemy się godni siły przodków większej niż tylko potrzebnej do wegetowania.
Ale siła nie ma wektoru, nie dzieli się na + i na -, dlatego otrzymujemy nie tylko twórczą, wzniosłą, ale też „durną i agresywną” siłę przodków. Od momentu poczęcia i do końca życia w nas buzuje ten koktajl przeciwieństw. I tylko świadomość pomoże nauczyć się oddzielać ziarna od plew i kontrolować żmiję, drzemiącą w ciemności.
Dlatego kolejną próbą, przed którą jesteśmy stawiani pracując z siłą przodków jest umiejętność nie dzielenia czynów przodków na „dobre” i „złe”.
Musimy nauczyć się patrzeć na to, co robili i jacy byli jako na lekcje, które przeszli i których nie przeszli oraz nauczyć się gromadzić metody pomagające te życiowe egzaminy zdawać.
Dlatego nie ma w rodzie „złych wujków – alkoholików”. Jest niezdany egzamin mężczyzn, którzy nie potrafią używać swojej siły i głosu sumienia na rozwój rodu, a zamiast tego krytykują i osądzają całą ludzkość.
I jest niezdany egzamin kobiet, które nie potrafią inspirować mężczyzn do wielkich czynów, a ciągle ich „piłują” i w rezultacie wszystko robią same.
Jeśli kobiety i mężczyźni nie przeszli prób, alkoholizm w rodzie będzie powtarzać się coraz częściej, stopniowo prowadząc do wymierania tej gałęzi w rodzie – przestaną rodzić się synowie.
Dlatego, jeśli w rodzie jest coś „nie tak”, to znaczy, że krewni oblali jakiś egzamin i to możliwe, że nie przez jedno pokolenie.
I znaczy to, że ludzie w tym rodzie stoją przed zadaniem: zdobyć wiedzę o tej energii, zacząć działać inaczej, nauczyć tego innych krewnych (minimum 9 osób).
Na rozumienie zadań rodowych człowiek jest egzaminowany w życiu dwa razy: w 21 roku życia i w 40-42 roku życia:
W 21 roku życia:
– na rozumienie wspólnych „oblanych lekcji” w kręgu rodziców i dziadków,
– na przyjęcie (akceptację) rodziców i dziadków,
– na gotowość dokonania pierwszego wielkiego czynu: kochania ich pomimo…
– na gotowość zbudowania swojej wizji życia i świata w oparciu o te dane.
W 40-42 roku życia:
– na umiejętność bycia wymagającym dla swoich dzieci i wnuków z miłości i w oparciu o rozumienie rodowej karmy,
– na umiejętność bycia kategorycznym w ustanawianych zasadach, w oparciu o zdobyte doświadczenie
– na umiejętność nieuciekania od skutków swoich czynów i nie szukania dla nich usprawiedliwienia w przeszłości,
– na umiejętność naprawiania tych skutków w teraźniejszości dla przyszłości swojej i całego rodu.