Rodzice piją, babka marudzi i chce mnie zmieniać, kuzynostwo ma mnie w nosie.
Pff
Wypchajcie się.
Chcę mieć święty spokój.
Ród? Po cholerę mi to w ogóle?
Mam swoje życie, w którym to ja decyduję, kto, z kim, kiedy i dlaczego.
Przecież mówi się: zajmij się sobą. Ulecz siebie. Zacznij od siebie.
To będę tak robić.
Nie mam zamiaru spędzić całego życia na kopaniu w cudzych historiach, wybaczaniu na siłę swoim rodzicom czy dziadkom.
Jestem niezależną istotą. I mogę wszystko.
Czy na pewno? Spróbuj nie zrobić kupy kilkanaście dni z rzędu.
Jesteś w takim rodzie, a nie innym, i kropka.
I jest to po coś. Po coś są ci porąbani rodzice, ta wiecznie krytykująca matka i ten ojciec sadysta.
Masz trzy wyjścia:
Obrazić się na nich i na swój los (bo nie powinni krytykować i nie powinni być sadystami, to jasne przecież). W pierwszej chwili to daje poczucie mocy i sprawczości, ale na dłuższą metę się nie sprawdza. Czemu? Na poziomie podświadomym wciąż będziesz mielić te historie, czasem po pijaku wylewać swoje żale, i tracić stopniowo siły i energię. Na co dzień może udawać się to zamieść pod dywan, lecz w dłuższej perspektywie niestety nie. Sprawdzone. Wybije w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym, lekcja nie jest odrobiona, przyjdą więc inni, którzy nacisną te same guziki. Mąż, żona, dziecko, szefostwo. I tak w koło Macieju. Jesteś tak odcięty od rodu, że hej.
Drugi wariant: skoro ja jestem w tym rodzie nie przypadkiem, to znaczy, że jestem do niczego lub (co chyba gorsze) – do niczego są oni, bo nabroili, a ja musze to za nich dźwigać. I załamać się albo wpaść w ratowanie i męczennictwo. Średnio fajny wariant, ale dość częsty. Wynika z tego, że brak ci wiedzy o tym, co robić i/lub nie chce ci się brać odpowiedzialności za swoje życie.
Trzeci wariant: jestem w tym rodzie, w jakim mam być, żeby zrealizować potrzeby swojej duszy. Zatem wszystko to, co jest, pokazuje mi na moje własne życiowe zadania do wykonania (i zasoby, które do tego są konieczne – bez tego zadań nie ma).
Ojciec sadysta może mówić: gdzie jesteś przemocowy i wobec kogo? Czy zamykasz oczy, gdy ktoś cię rani? Czy jesteś obojętny, gdy ktoś rani twoich bliskich? Krytykująca matka może mówić: komu wbijasz szpilę, kogo nie szanujesz? W jakich sytuacjach nie widzisz drugiej osoby i tylko twoje zdanie jest najważniejsze? Czy słuchasz siebie i swoich potrzeb? Co sądzisz o sobie? Czy kochasz siebie?
Zadawanie sobie takich pytań nie oznacza, że masz się godzić na złe traktowanie, że nie możesz stawiać granic, czy się wyprowadzić z dala od rodzinnego domu.
Na zewnątrz może się niewiele zmienić. Grunt to przemiana wewnętrzna. Twoja przemiana wewnętrzna.
Bo gdy zadajesz sobie pytania w związku z tym, w jakim rodzie i w jakich sytuacjach jesteś, masz sprawczość. I odzyskujesz ogromne pokłady energii, dlatego, że nie blokuje się ona wokół twoich rodziców, czy innych krewnych.
Kiedy ich osądzasz, krytykujesz, negujesz swoje miejsce w rodzie, to tak jakby rzucić światu wyzwanie: ja bym sobie w takich sytuacjach, jak oni – lepiej poradził.
Mówisz – masz.
I odtwarzasz ich problemy życiowe, powtarzając te same scenariusze i przekazując je kolejnemu pokoleniu.
Gdy udaje ci się wyjść z postawy ofiary lub kata, jesteś w stanie spojrzeć na życie swoje i swoich bliskich jakby z dystansu i dostrzec swoje zasoby i zadania na to życie.
Zabierasz swoją energię od rodziców, i to można nazwać zdrowym odcięciem.
Gdy odcięcie to: mam was w nosie, odwalcie się, wyprowadzam się na inny kontynent, zarządzam zakaz wspominania o was – energia tam ciągle jest i karmisz nią to, czego nie chcesz w życiu.
A zdrowe odcięcie zaczyna się od spotkania z tym wszystkim, czego się naprawdę boisz, ale co przyniesie ci uwolnienie. Z tymi emocjami, które utknęły w trudnych sytuacjach z rodzicami/krewnymi.
Dopóki w bezpieczny sposób nie dasz im być w sobie, nie wyrazisz ich, nie uznasz, dopóty będą tobą rządziły. I nic nie pomoże. Ani wyprowadzka, ani zakazy, ani szumne hasła: nie mam rodu.
Czemu to tak ważne akurat teraz?
Bo uporządkowanie tych podstawowych relacji jest punktem wyjścia do wszelkich zmian na lepsze. Bo potrzebujesz do tych zmian energii, potrzebujesz ją odzyskać, by iść naprawdę do swojego pięknego i spełnionego życia.
Świat się rozpędza, i jeśli zostaniesz bez paliwa, jakim jest twoja własna energia, będzie coraz trudniej. Z dnia na dzień.
Potrzebujesz się naprawdę zdrowo odciąć.
Anna Ewa Wrzesińska