Jedną z najmocniejszych i najbardziej efektywnych praktyk w odczuciu moim oraz wielu osób pracujących z rodem jest praktyka przyjęcia do rodu nienarodzonych dzieci. Ciekawe, że w naszych czasach nie mówi się praktycznie wcale o tym, jak wielkie znaczenie ma uznanie i przyjęcie do systemu rodowego wszystkich jego członków.
A są nimi także i te dusze, które nie mogły się narodzić.
Niezależnie od przyczyn tego stanu rzeczy, każda dusza ma prawo do życia i każda dusza ma pewne zadania do wykonania na tej ziemi. Dzieci te są nośnikami energii, która nie ginie wraz ze śmiercią płodu czy zarodka, a „szuka” zastępcy w systemie rodowym, który poniesie dalej jego rodowe zadania.
Są to najczęściej najmłodsi w rodzie.
Kiedyś, gdy rodziło się dużo dzieci w rodzinie, te zadania „rozkładały” się na wiele osób, ktoś był tym, który niósł wiedzę w rodzie, inny pełnił rolę uzdrowiciela i tak dalej. Ale dziś często te role skupiają się tylko na jednym, czy dwojgu dzieciach.
A gdy dochodzą jeszcze kwestie poronień czy aborcji, to okazuje się, że możemy nieść na swoich ramionach ogromny ciężar.
Tutaj trzeba zaznaczyć jednak ważną rzecz: jeśli odkrywasz, że to ty dźwigasz na sobie rodowe ciężary, pamiętaj, że nie ma przypadków i nie ma winnych. Jesteś w swoim rodzie, bo masz w nim być, bo twoja dusza potrzebuje takiego doświadczenia i poradzi sobie z nim.
To, co możesz zrobić, to zobaczyć i uznać taki stan rzeczy. Pozwolić sobie poczuć wszystkie emocje, które się z tym wiążą, nie tłumić ich, lecz przepuścić przez siebie, bez jakiegokolwiek osądu.
W innym wypadku, nie dość, że już uginasz się pod nawałem rodowych zadań, to dorzucasz do tego worka jeszcze ogromne poczucie krzywdy i pretensji wobec rodu i wobec siebie.
Praktyki przyjęcia dzieci nienarodzonych są proste, choć towarzyszą im nierzadko trudne emocje: smutek, żal, przygnębienie, szczególnie, jeśli strata dotyczyła nas osobiście. Warto jednak przejść przez ten proces, bo uwolnienie się od tego ciężaru przynosi ogromną ulgę i uwalnia potencjał energii do działania w życiu, do nowych zdrowszych relacji i do pokochania siebie.
Nie ma się też czego bać, to nie są praktyki z rodzaju czarnej magii czy dziwaczne rytuały, jak wiele osób może sobie wyobrażać.
To wzruszające medytacje, piękne w swej prostocie praktyki i co najważniejsze, uzdrawiająca moc wiedzy o rodzie, która płynie do nas od naszych przodków. Wiedza, która działa cuda.
Anna Ewa Wrzesińska