Już we wczesnym dziecińskie zaczyna przejawiać się zainteresowanie człowieka pismem. Jak tylko w ręce małego dziecka wpada ołówek, długopis czy mazaki, zaczyna mazać, rysować, pisać tajemniczym językiem duszy, zrozumiałym tylko dla niego, marząc o tym, aby przetłumaczyć ten język na język umysłu – nauczyć się zapisywać słowa i myśli.
Dopóki nie posadzimy go w ławce, radośnie pisze, wylewając na papier swoje nie myśli, a emocje, nie znając póki co szablonów pisma. Prościej wyrazić mu je niż wielkiemu poecie czy pisarzowi, wydobywającemu w mękach twórczości próby ubrania w słowa namiętności duszy.
Dlaczego człowiek ma taki pociąg do pióra i papieru? Czemu tak ważne jest, szczególnie dla dziecka, by być zrozumianym przez rodziców, kiedy mówi bardziej duszą i emocjami, niż słowami?
Nasi przodkowie mówili, że cały świat materialny powstał wtedy, gdy został nazwany, a pierwsze litery, runy i znaki były wydobyte przez Bogów, podpatrzone u samej Matki Przyrody, w próbie zrozumienia jej znaków i wskazówek danych dzieciom.
Ale nawet nauczywszy się pisać, u człowieka na zawsze pozostaje ciągota do „bazgrolenia”, które przydaje się:
- na nudnych lekcjach czy wykładach – jako sposób zabicia czasu i wylania z siebie nudy
- na randkach – kiedy zdenerwowane panny bazgrzą od niechcenia w notesiku
- na zebraniu – kiedy panowie dzięki bazgrołom likwidują napięcie i pokazują, że niby pracują.
Już od wczesnego dzieciństwa aż do starości z naszych bazgrołów i charakteru pisma można bardzo wiele powiedzieć o naszych wadach i zaletach, typie myślenia, działaniu układu nerwowego, temperamencie, silnych i słabych stronach, talentach i problemach.
Nie przypadkiem w dawnych czasach tym, co tworzy człowiek za pomocą pisma, świadomie i nieświadomie zainteresowali się uczeni i filozofowie, co przywiodło do stworzenia nauki grafologii.
Ale zanim trochę o tym opowiemy, czym jest ta nauka dziś i jakie tajemnice może odkryć nasz charakter pisma, chcę powiedzieć, do czego można wykorzystać pismo nieświadome i jak może pomóc ono w „krzesaniu” – sprytnej metodzie naszych przodków służącej oczyszczeniu duszy.
Krzesanie – jak oczyścić duszę prostym sposobem
Dla naszych przodków jeszcze 100-200 lat temu nie było przypadków, lecz prawidłowości, dlatego wierzyli, że dzieci bazgroląc na piasku, śniegu, wodzie nie tylko się bawią, ale i oczyszczają od zgromadzonej agresji, urazów i niezrozumienia tego złego, co widza w swoim domu rodzinnym. Nawet wymyślono na to słowo „maranka”.
„Marać” dla naszych przodków oznaczało upaćkać coś, nanosić na coś duchowy brud w postaci brudu fizycznego.
A brud, z kolei widziano jedynie jako duchowy zamiennik bólu, który pochodzi od zaśmiecania umysłu.
Dlatego obserwując dziecko, które z wysiłkiem paćka po kartce papieru, rozmazuje brud na stole, ubraniu, rozwala rzeczy po domu, babcie podpowiadały swoim dzieciom-już rodzicom: w głowie brudno się zrobiło, pora na porządki, bo zapaćkaliście bólem swoje relacje.
Oczyszczajcie duszę z bólu, bo inaczej ten krzywy świat stanie się dla dzieci normą.
I rodzice biegli i robili „krzesanie”, aby swoim dzieciom nie „podkładać świni”. Kto by bowiem chciał, żeby dzieci ból i krzywdę przyjmowali za normę. Ale i dla dorosłego maranka to świetny sposób oczyszczenia, prostszy niż pisanka (o niej innym razem) czy zwierzenia.
Maranka pozwala pracować samemu ze sobą, przeganiając ból bez pomocy innych. Jak to zrobić?
Jest to proste: wściekasz się, gniewasz, wstałaś/eś lewą nogą, ktoś nadepnął ci na odcisk, masz nawał pracy – nie warcz na ludzi i na szefa, a weź kartkę papieru i zacznij rysować jak dziecko – bazgrolić, robić szlaczki, pętelki, zygzaki, zapełniając całą kartkę. Przy tym możesz szeptać swoją złość i gniew (to nawet lepsze niż rysować w milczeniu). I tak do tej pory, aż poczujesz się lepiej. Dobrze jest postawić obok świeczkę, zapalając ją z prośbą do Siły Wyższej o wsparcie.
W taki sposób można zdjąć z siebie negatyw i ból, ale jeśli masz otwartą duszę i jesteś uczciwa sama ze sobą, to możesz także dojść do przyczyny i pierwotnego bólu.
Potem spal zapisane kartki albo porwij na drobne kawałki i wyrzuć do kosza (lepiej spalić).
Osobista historia związana z maranką
Maranka jest dla mnie niezastąpiona w momentach, kiedy pojawiają się emocje, a nie ma za bardzo jak ich przetransformować (np. W podróży, w pracy). Zdarzyło mi się, że jechałam pociągiem poprowadzić warsztaty i kiedy weszłam do przedziału z walizką zobaczyłam wrzątek, który lał się z bojlera prosto na podłogę. Zrozumiałam od razu, ze podróż mnie czeka niełatwa i trzeba wypuścić emocje, żeby zachować równowagę , siły i nerwy.
Jak tylko pociąg ruszył, wyjęłam zeszyt i długopis i zaczęłam bazgrać i jednocześnie wyrzucać z siebie szeptem wszystko, co szło. Powiem wprost, przydała mi się nie jedna kartka.
Za to, po przyjeździe na miejsce, gdzie faktycznie okazało się być nieciekawie jeśli chodzi o organizację, nie denerwowałam się, nie wpadałam w panike, wszystko przyjmowałam spokojnie. I w czasie warsztatu z sufitu polał się wrzątek, ale nie w tym pomieszczeniu, gdzie byliśmy, lecz obok, więc nam nie przeszkodził.
Mamy dwie „dziury”, przez które ucieka nasza energia: strach i złość. Jeśli wypuścimy emocje poprzez marankę, stajemy się mniej podatni na zranienia, bo zachowujemy swoją energię.
Arina Nikitina
Tłum. Anna Ewa Wrzesińska
Interesują Cię takie tematy? Możesz dołączyć do mojej społeczności, by mieć dostęp do dodatkowych treści i promocyjnych ofert na moje kursy.